niedziela, 9 września 2012

HIGHWAY TO SERBIA, CZYLI WISŁA PODBIJA EUROPĘ


To jest Serbia, a nie jakaś parodia.”



START

Już kilkanaście godzin po zakończeniu pierwszej edycji Vistula Folk Festivalu w Płocku, na którym gościły zespoły z całej Europy (Bułgaria, Cypr, Dagestan, Łotwa i Serbia), członkowie ZPiT Wisła, jego kadra i goście rozpoczęli nową przygodę, której początek stanowiła zbiórką pod garderobą grupy o godzinie 1 w nocy 21 sierpnia.



WTOREK

Mimo że przebieg podróży wyglądał różnie dla poszczególnych uczestników: jedni spali, inni integrowali się ze sobą lub oglądali filmy, m.in kultowego Kilera, a każdy kolejny przystanek witał coraz większym upałem, to wszyscy cali, chociaż nie do końca zdrowi, dotarliśmy do hotelu w Budapeszcie. Malownicza okolica, na którą składał się piękny widok na góry oraz ulokowane nieopodal Tesco, zapewniła doskonałe warunki do zabawy niemal po świt.


ŚRODA

Środa była dniem zwiedzania. Zaraz po śniadaniu wyruszyliśmy w miasto, by w towarzystwie nieskąpiącego żartów przewodnika poznawać uroki Paryża wschodu. Główne punkty programu stanowiły Góra Gellerta, z której mogliśmy podziwiać cudowny widok na panoramę Budapesztu, Kościół św. Stefana ze słynną relikwią męczennika, tzw. węgierską wersję ulicy Tumskiej, gdzie z powodzeniem zostawiliśmy część swoich majątków, oraz wiele innych ciekawych miejsc i ich historii. Mimo niemal piekielnie wysokiej temperatury, udało nam się odwiedzić wszystkie zaplanowane obiekty. Po obiedzie i chwili odpoczynku odbyliśmy rejs po Dunaju, jednocześnie poznając nocne wydanie tego pięknego miasta.












CZWARTEK

Następnego dnia czekała nas dalsza podróż, tym razem celem była serbska Loznica, w której zespół gościł ostatnio jedenaście lat wcześniej. Odprawy na granicach przebiegły sprawnie i bezproblemowo, tylko stawka za minutę połączenia w roamingu przyprawiała o zawrót głowy. Na miejscu, w domu kultury, lokalna grupa folklorystyczna przywitała nas chlebem, solą i... rakiją. Później miejsce miało wspólne śpiewanie Ajde Jano przed budynkiem w akompaniamencie grającego na gitarze Tomka vel Struny, który zebrał tym sposobem ponad dwa euro do futerału. Następnie większość uczestników oddelegowana została do domów rodzin członków serbskiego zespołu, by tam poznawać kulturę i narodowe zwyczaje mieszkańców, a część wraz z kadrą pojechała do hotelu.









PIĄTEK

W piątek wybraliśmy się nad wodę, czyli niezwykle kamienistą plażę (o czym boleśnie przekonał się Patryk podczas próby nurkowania), gdzie z przyjemnością oddawaliśmy się czynnościom typu pływanie, opalanie i siatkówka plażowa. Po kilku godzinach błogiego lenistwa przyszedł czas na obiad w pobliskiej restauracji, a następnie szybkie przygotowania do próby przed wieczornym koncertem w domu kultury w centrum Loznicy. Tuż przed, wywiadu dla serbskiej telewizji udzielił szef artystyczny ZPiT Wisła, Piotr Andrzej Onyszko. Cztery tańce, różne stroje, jeden duch. Koncert wywołał burzę oklasków wśród widowni, która choć niezbyt liczna, umiała docenić starania grupy. Szczególny aplauz zdobyło wspaniałe wykonanie piosenki Ajde Jano, tu w roli głównej Ania Durniat. Po uroczystym zakończeniu występu przyszła pora na kolację i imprezę integracyjną obu zespołów.
































SOBOTA

Kolejny dzień, chcąc nie chcąc, był dniem rozstania. Zbiórka pod domem kultury oraz pakowanie walizek i strojów zakończyło się wspólnym śpiewaniem w kółku ogniskowej piosenki, pamiątkowym zdjęciem i obietnicą kolejnego spotkania. Koło godziny jedenastej opuściliśmy Loznicę, by już kilka godzin później (w przeciwieństwie do drogi DO, ta minęła nam bardzo szybko) dotrzeć do hostelu w Belgradzie, przywitani przez delegację KUD Tucović. Po kolacji kolejna część serbskiego zespołu przybyła na imprezę powitalną, bardzo integracyjną i bardzo udaną.


NIEDZIELA

Słońce, plaża (nieco mniej, ale wciąż kamienista...) i zabawy wodne stanowiły dobry początek kolejnego dnia dla nieco mniej leniwej części wycieczki. Następnie zakupy, obiad, leżakowanie, po których to przyszła pora na przejście ulicami miasta uwieńczone koncertem na scenie na rynku. Pogoda była, delikatnie mówiąc, niesprzyjająca (kapelusze z głów – dosłownie), jednak udało nam się wrócić przed nadejściem burzy. Zmęczeni wrażeniami z poprzednich dni wieczór skończyliśmy szybko i bez fajerwerków. 
















 
PONIEDZIAŁEK

Rano przywitał nas zapomniany i tak wyczekiwany... chłód. Miła odmiana po kilku dniach ponadtrzysiestostopniowych upałów. Po śniadaniu udaliśmy się na próbę do kino-teatru Roda 2, gdzie zespół zapoznawał się ze sceną i akustyką sali. Następne w kolejce były obiad i zakupy dla chętnych w galerii handlowej, chwila czasu wolnego, kolacja i wyjazd na koncert. Oprócz Polski i Serbii występowały również zespoły z Bułgarii i Macedonii. Sala wypełniona była widownią po brzegi. Po wszystkim odbyła się wspólna zabawa uczestników festiwalu.





















WTOREK

Dzień zwiedzania, wydanie II zmienione. Pod przewodnictwem niezastąpionego i ulubionego przez wszystkich Predraga oraz polsko-serbskiego członka kapeli zespołu KUD Tucović, Petara, poznawaliśmy uroki pięknego Belgradu. Zaopatrzeni w koszulki, krasne czapki i inne pamiątki wróciliśmy do hotelu bogatsi o część historii miasta. Zaraz po obiedzie ruszyliśmy w około stukilometrową drogę na koncert, po którym miała miejsce kolejna impreza integracyjna (ta miała charakter weselny, nawet muzyka była bowiem momentami typowo weselna).


























 
ŚRODA

Po śniadaniu próba przed ostatnim koncertem w kino-teatrze, ostatnie zakupy, zapasy tego i innego typu na drogę i do domu, obiad (zupa gulaszowa i kapusta, dla odmiany), czas mniej lub bardziej wolny, bo w perspektywie mieliśmy niełatwe pakowanie walizek przed jutrzejszym powrotem. A wieczorem koncert kończący festiwal i wspaniałą przygodę, jaką okazał się ten wyjazd. Na scenie, obok ZPiT „Wisła”, występował zaprzyjaźniony już zespół KUD Tucović. Pożegnalna zabawa, w przeciwieństwie do poprzednich, przybrała nieco folklorystyczny charakter, polska kapela grała przeróżne utwory, a przedstawiciele grup śpiewali i tańczyli wspólnie do samego końca. Niestety, kiedyś musiał nastać koniec zabawy...
























 
CZWARTEK

Od samego rana panowało niemałe zamieszanie, ostatnie dopakowywanie, znoszenie walizek i strojów do autobusu o siódmej rano, śniadanie i pożegnanie z serbską grupą - ogniskowe kółeczko, wspólne zdjęcie, kilka wylanych łez... i wyjście na ulicę blokujące odjazd autobusu. Ostatecznie jednak wszyscy w komplecie ruszyliśmy w drogę powrotną, żegnając się, w nadziei na rychły powrót, z piękną Serbią. Odprawa na granicy i tym razem przebiegła bez komplikacji, mimo przerażającego w pierwszej chwili korka. Po drodze zahaczyliśmy o Budapeszt w celu wydania ostatnich pieniędzy, oglądaliśmy filmy i zdjęcia z Vistula Folk Festivalu. Wczesnym wieczorem dotarliśmy do celu podróży, czyli czeskiego Hodonina stanowiącego przystanek w długiej drodze do domu. Ostatnia noc, podsumowanie wyjazdu, plany na kolejne.



 

PIĄTEK

Szybkie śniadanie i wyjazd, krótkie przemówienia, podziękowania, garść informacji dotyczących planów na najbliższe występy zespołu (szykuje się pracowity wrzesień...), wielkie brawa i... powrót. Wypakowanie autobusu, pozbieranie klamotów, rozjazd do swoich rodzin. I taka dziwna pustka, tęsknota, a jednocześnie radość. Nie do opisania, za to bardzo znajoma.



KONIEC

Dla jednych pierwszy, dla innych może dwudziesty z kolei, jednak dla wszystkich bezwzględnie niezapomniany wyjazd obfitował we wspaniałe doświadczenia, zarówno artystyczne, jak i bardziej osobiste, a nawiązane przyjaźnie mają szanse na przetrwanie długich lat... No, a przynajmniej do zapowiadanego na przyszły rok spotkania z zespołem KUD Tucović (może tym razem pod nazwą Mirek Folk Festival?).




Dorota Łomicka