„To jest Serbia, a nie
jakaś parodia.”
START
Już kilkanaście godzin po zakończeniu
pierwszej edycji Vistula Folk Festivalu w Płocku, na którym
gościły zespoły z całej Europy (Bułgaria, Cypr, Dagestan, Łotwa
i Serbia), członkowie ZPiT Wisła, jego kadra i goście
rozpoczęli nową przygodę, której początek stanowiła zbiórką
pod garderobą grupy o godzinie 1 w nocy 21 sierpnia.
WTOREK
Mimo że przebieg podróży wyglądał
różnie dla poszczególnych uczestników: jedni spali, inni
integrowali się ze sobą lub oglądali filmy, m.in kultowego Kilera,
a każdy kolejny przystanek witał coraz większym upałem, to
wszyscy cali, chociaż nie do końca zdrowi, dotarliśmy do hotelu w
Budapeszcie. Malownicza okolica, na którą składał się
piękny widok na góry oraz ulokowane nieopodal Tesco, zapewniła
doskonałe warunki do zabawy niemal po świt.
ŚRODA
Środa była dniem zwiedzania.
Zaraz po śniadaniu wyruszyliśmy w miasto,
by w towarzystwie nieskąpiącego żartów przewodnika
poznawać uroki Paryża wschodu.
Główne punkty programu stanowiły Góra Gellerta, z której
mogliśmy podziwiać cudowny widok na panoramę Budapesztu, Kościół
św. Stefana ze słynną relikwią męczennika, tzw. węgierską
wersję ulicy Tumskiej, gdzie z powodzeniem zostawiliśmy część
swoich majątków, oraz wiele innych ciekawych miejsc i ich historii.
Mimo niemal piekielnie wysokiej temperatury, udało nam się
odwiedzić wszystkie zaplanowane obiekty. Po obiedzie i chwili
odpoczynku odbyliśmy rejs
po Dunaju, jednocześnie
poznając nocne wydanie tego pięknego miasta.
CZWARTEK
Następnego
dnia czekała nas dalsza podróż, tym razem celem była serbska
Loznica,
w której zespół gościł ostatnio jedenaście lat wcześniej.
Odprawy na granicach przebiegły sprawnie i bezproblemowo, tylko
stawka za minutę połączenia w roamingu przyprawiała o zawrót
głowy. Na miejscu, w domu
kultury, lokalna grupa
folklorystyczna przywitała nas chlebem, solą i... rakiją. Później
miejsce miało wspólne śpiewanie Ajde Jano
przed budynkiem w akompaniamencie grającego na gitarze Tomka
vel Struny, który zebrał
tym sposobem ponad dwa euro do futerału. Następnie większość
uczestników oddelegowana została do domów
rodzin członków
serbskiego zespołu, by tam poznawać kulturę i narodowe zwyczaje
mieszkańców, a część wraz z kadrą pojechała do hotelu.
PIĄTEK
W
piątek wybraliśmy się nad
wodę, czyli niezwykle
kamienistą plażę (o czym boleśnie przekonał się Patryk
podczas próby nurkowania), gdzie z przyjemnością oddawaliśmy się
czynnościom typu pływanie, opalanie i siatkówka plażowa.
Po kilku godzinach błogiego lenistwa przyszedł czas na obiad w
pobliskiej restauracji, a następnie szybkie przygotowania do próby
przed wieczornym koncertem
w domu kultury w centrum Loznicy. Tuż przed, wywiadu
dla serbskiej telewizji
udzielił szef artystyczny ZPiT Wisła, Piotr
Andrzej Onyszko. Cztery
tańce, różne stroje, jeden duch. Koncert wywołał burzę oklasków
wśród widowni, która choć niezbyt liczna, umiała docenić
starania grupy. Szczególny aplauz zdobyło wspaniałe wykonanie
piosenki Ajde Jano, tu
w roli głównej Ania
Durniat. Po uroczystym
zakończeniu występu przyszła pora na kolację i
imprezę integracyjną
obu zespołów.
SOBOTA
Kolejny
dzień, chcąc nie chcąc, był dniem
rozstania. Zbiórka pod
domem kultury oraz pakowanie walizek i strojów zakończyło się
wspólnym śpiewaniem w kółku ogniskowej piosenki,
pamiątkowym zdjęciem i obietnicą kolejnego spotkania. Koło
godziny jedenastej opuściliśmy Loznicę, by już kilka godzin
później (w przeciwieństwie do drogi DO, ta minęła nam bardzo
szybko) dotrzeć do hostelu w Belgradzie,
przywitani przez delegację KUD
Tucović. Po kolacji
kolejna część serbskiego zespołu przybyła na imprezę
powitalną, bardzo
integracyjną i bardzo udaną.
NIEDZIELA
Słońce,
plaża
(nieco mniej, ale wciąż kamienista...) i zabawy wodne stanowiły
dobry początek kolejnego dnia dla nieco mniej leniwej części
wycieczki. Następnie zakupy, obiad, leżakowanie, po których to
przyszła pora na przejście ulicami miasta uwieńczone koncertem
na scenie na rynku. Pogoda była, delikatnie mówiąc, niesprzyjająca
(kapelusze z głów – dosłownie), jednak udało nam się wrócić
przed nadejściem burzy. Zmęczeni wrażeniami z poprzednich dni
wieczór skończyliśmy szybko i bez fajerwerków.
PONIEDZIAŁEK
Rano
przywitał nas zapomniany i tak wyczekiwany... chłód. Miła odmiana
po kilku dniach ponadtrzysiestostopniowych upałów. Po śniadaniu
udaliśmy się na próbę do kino-teatru Roda 2,
gdzie zespół zapoznawał się ze sceną i akustyką sali. Następne
w kolejce były obiad i zakupy dla
chętnych w
galerii handlowej, chwila czasu wolnego, kolacja i wyjazd na koncert.
Oprócz Polski i Serbii występowały również zespoły z Bułgarii
i Macedonii. Sala wypełniona była widownią po brzegi. Po wszystkim
odbyła się wspólna zabawa
uczestników festiwalu.
WTOREK
Dzień
zwiedzania,
wydanie II zmienione. Pod przewodnictwem niezastąpionego i
ulubionego przez wszystkich Predraga
oraz polsko-serbskiego członka kapeli zespołu KUD Tucović, Petara,
poznawaliśmy uroki pięknego Belgradu. Zaopatrzeni w
koszulki, krasne
czapki i
inne pamiątki wróciliśmy do hotelu bogatsi o część historii
miasta. Zaraz po obiedzie ruszyliśmy w około stukilometrową drogę
na koncert,
po którym miała miejsce kolejna impreza
integracyjna
(ta miała charakter weselny, nawet muzyka była bowiem momentami
typowo weselna).
ŚRODA
Po
śniadaniu próba przed
ostatnim koncertem w kino-teatrze, ostatnie zakupy, zapasy tego i
innego typu na drogę
i do domu, obiad (zupa gulaszowa i kapusta, dla odmiany), czas mniej
lub bardziej wolny, bo w perspektywie mieliśmy niełatwe pakowanie
walizek przed jutrzejszym powrotem. A wieczorem koncert
kończący festiwal i
wspaniałą przygodę, jaką okazał się ten wyjazd. Na scenie, obok
ZPiT „Wisła”, występował zaprzyjaźniony już zespół KUD
Tucović.
Pożegnalna zabawa,
w przeciwieństwie do poprzednich, przybrała nieco folklorystyczny
charakter, polska kapela grała przeróżne utwory, a przedstawiciele
grup śpiewali i tańczyli wspólnie do samego końca. Niestety,
kiedyś musiał nastać koniec zabawy...
CZWARTEK
Od
samego rana panowało niemałe zamieszanie, ostatnie dopakowywanie,
znoszenie walizek i strojów do autobusu o siódmej rano, śniadanie
i pożegnanie z
serbską grupą - ogniskowe
kółeczko,
wspólne zdjęcie, kilka wylanych łez... i wyjście na ulicę
blokujące odjazd autobusu. Ostatecznie jednak wszyscy w komplecie
ruszyliśmy w drogę
powrotną,
żegnając się, w nadziei na rychły powrót, z piękną Serbią.
Odprawa na granicy i tym razem przebiegła bez komplikacji, mimo
przerażającego w pierwszej chwili korka. Po drodze zahaczyliśmy
o Budapeszt
w celu wydania ostatnich pieniędzy, oglądaliśmy filmy i zdjęcia z
Vistula Folk
Festivalu.
Wczesnym wieczorem dotarliśmy do celu podróży, czyli czeskiego
Hodonina
stanowiącego przystanek w długiej drodze do domu. Ostatnia noc,
podsumowanie wyjazdu, plany na kolejne.
PIĄTEK
Szybkie
śniadanie i wyjazd,
krótkie przemówienia, podziękowania,
garść informacji dotyczących planów na najbliższe występy
zespołu (szykuje się pracowity wrzesień...), wielkie brawa i...
powrót.
Wypakowanie autobusu, pozbieranie klamotów, rozjazd do swoich
rodzin. I taka dziwna pustka, tęsknota, a jednocześnie radość.
Nie do opisania, za to bardzo znajoma.
KONIEC
Dla
jednych pierwszy, dla innych może dwudziesty z kolei, jednak dla
wszystkich bezwzględnie niezapomniany
wyjazd obfitował
we wspaniałe doświadczenia, zarówno artystyczne, jak i bardziej
osobiste, a nawiązane przyjaźnie mają szanse na przetrwanie
długich lat... No, a przynajmniej do zapowiadanego na przyszły rok
spotkania z zespołem KUD
Tucović
(może tym razem pod nazwą Mirek
Folk Festival?).
Dorota Łomicka